sobota, 14 marca 2015

PRZEDPREMIEROWO: "Sekretne życie pszczół" Sue Monk Kidd

















Rasizm to jeden z najpoważniejszych problemów tego świata. Większość ludzi zdaje sobie sprawę z tego, że inny kolor skóry nie jest niczym złym, a mimo to nasze życie wciąż jest przepełnione rasistowskimi żartami i dziwnymi uprzedzeniami. Temat odmienności rasowej jest dość rzadko poruszany we współczesnej literaturze, dlatego tak bardzo cenię sobie twórczość Sue Monk Kidd. 

Dzisiejszego poranka skończyłam czytać przedpremierowy wydruk wznowienia najpopularniejszej książki w dorobku pisarki, czyli "Sekretne życie pszczół". Jej inną powieść, którą czytałam na przełomie października i listopada darzę naprawdę wielkimi uczuciami. "Czarne skrzydła" były dla mnie naprawdę perfekcyjne, dlatego - mimo mojego lęku przed pszczołami - z ciekawością i ekscytacją podeszłam do nowego utworu. Jednakże - i piszę to z bólem serca - nie czuję się w pełni usatysfakcjonowana wizytą w południowoamerykańskiej pasiece.

To nie jest zła historia. Jest jedynie pozbawiona głębi i elementu, który wcisnąłby mnie w fotel. Autorka sama zamknęła sobie furtkę do napisania czegoś kreatywnego, bo tworząc historię o białej dziewczynce, która dowiaduje się szokującej prawdy o swojej rodzinie ucieka z domu, uwalniając przy okazji czarnoskórą pomoc domową, naprawdę nie można zbyt wiele stworzyć. Zwłaszcza przy założeniu, że miejscem do którego trafiają kobiety jest pasieka prowadzona przez czarnoskóre siostry. Dla Autorki stanowiło to "doskonałą" okazję do zastąpienia całkiem dobrze zapowiadającego się wątku społeczno-politycznego, motywem hodowli pszczół i zbierania miodu.

Przez całą książkę dzieje się niewiele. Pragnę odwołać się do moich ukochanych "Czarnych skrzydeł", w których historię stanowiło całe życie bohaterek. Tutaj akcja obejmuje kilkanaście miesięcy, które - oprócz kilku wydarzeń - wypełnione są rutyną i pszczelarskimi ciekawostkami. Najbardziej boli mnie fakt, że Kidd stłamsiła wątek uzyskiwania przez czarnych praw wyborczych. Przecież powieść rozgrywa się w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku, więc można było w genialny sposób opisać jedne z najważniejszych wydarzeń w historii Stanów Zjednoczonych. Oczywiście, pojawiły się wzmianki o Kingu, o demonstracjach, o marzeniach czarnoskórego chłopca, o walce o kartę wyborczą, jednakże te elementy nie stanowiły większości treści, nie tworzyły też jednej spójnej całości. W "Czarnych skrzydłach" uwypuklony został ciąg przyczynowo skutkowy, w przypadku "Sekretnego życia pszczół" jest on naprawdę słaby, przez większą część całkowicie niewidoczny.

Bohaterowie zostali wykreowani bardzo dobrze, choć początkowo ciężko mi się było z nimi utożsamić. Jednakże wraz z poznawaniem ich przeszłości i demonów, z jakimi walczą, zaczęłam szanować opisywane persony. Mimo że - w przeciwieństwie do postaci z "Czarnych skrzydeł" - były one całkowitą fikcją literacką i wymysłem Autorki. Jak na powieść o czarnoskórych, w ich kreacji wyjątkowo rzadko wspomina się o kolorze skóry. Częściowo nie była to zła deyczja, bowiem dzięki temu lektura jest uniwersalna.

"Sekretne życie pszczół" to powieść typu "wiem, że jest dobra, ale za cholerę nie potrafię jej pokochać". W trakcie lektury czułam wysoki poziom książki, talent pisarski Sue Monk Kidd. Jednakże nie byłam w stanie wkręcić się w treść i czegoś mi brakowało. Dopiero po wielogodzinnych rozmyślaniach odnalazłam te braki i opisałam je w ukazanych powyżej akapitach. Mimo że "Sekretne życie pszczół" trzyma wysoki poziom nie mogę nie wspomnieć o rozczarowaniu - po fenomenalnych, wartych literackiej nagrody nobla "Czarnych skrzydłach", po "Sekretnym życiu pszczół" spodziewałam się czegoś o wiele lepszego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz