piątek, 2 stycznia 2015

"Maybe someday" Colleen Hoover

















Gatunek New Adult zasypał rynek czytelniczy. Ten amerykański, i ten polski. Jedną z Autorek, które wypłynęły pod wpływem tej mody jest Colleen Hoover. Po niesamowitym "Hopeless" jej autorstwa, zaczęłam rozglądać się za innymi jej książkami. Szczególnie często rekomendowano mi "Maybe someday", a i moja intuicja podpowiadała, że to będzie ponadprzeciętna literacka uczta. Ale "Maybe someday" było czymś więcej.

Owszem, z całą pewnością pożerałam litery, które były przystawką, zupą, daniem głównym i deserem w luksusowej restauracji. Jednakże otrzymałam coś jeszcze - soundtrack do książki, czyli dodatek, który zawsze mnie kupi i zauroczy. Tym sposobem, pisząc tę recenzję, wsłuchuję się w niesamowity rytm i słowa, które już mi są znane z treści książki. Z treści cholernie życiowej, wciągającej, wzruszającej, rewelacyjnej, epickiej, zapierającej dech w piersiach książki.

Sydney ma z pozoru idealne życie. Mieszka z najlepszą przyjaciółką - Tori oraz z miłością swojego życia - Hunterem. Ma studia, pracę i perspektywy. Wolne wieczory spędza na balkonie wsłuchując się w muzykę graną przez przystojnego gitarzystę z mieszkania naprzeciwko. Lecz bajka kończy się w chwili, kiedy Sydney zdaje sobie sprawę, że Hunter zdradza ją z Tori. Nie ma dokąd uciec, no chyba że... poznajcie Ridge'a - gitarzystę z balkonu. Trochę namiesza w tej historii.

"Sometimes in life, we need a few bad days in order to keep the good ones in perspective."

"Maybe someday" zawiera w sobie sporo schematów. Coś na kształt miłosnego trójkącika, płaczliwa główna bohaterka, problemy z przeszłości, które warunkują teraźniejszość. Ta powieść ma wszystkie wyznaczniki New Adult i nie byłaby niczym szczególnym, gdyby nie wiele elementów zaskoczenia oraz warsztat pisarki Hoover. Sam fakt, że powieść zaskakuje, z głównymi bohaterami da się utożsamić, a ich losy wzbudzają w nas rozmaite emocje... cóż, to zmienia naprawdę wszystko.

Powieść prowadzona jest z punktu widzenia Sydney i Ridge'a, lecz - co istotne - bohaterowie nie opisują tych samych wydarzeń, a jedynie kontynuują opisywanie akcji i dodają swój punkt widzenia. To właśnie ten niuansik oraz problemy bohaterów sprawiły, że "Maybe someday" jest lekturą wielowymiarową, zmuszającą czytelnika do refleksji. To dojrzała książka, która prowadzi polemikę z problemem niepełnosprawności i choroby, a miłością. Bo czy można kochać jedynie z chęci opieki nad kimś? Czy nasze ułomności stanowią problem dla miłości silniejszej czy śmierć? A wreszcie - czy można kochać do nieprzytomności więcej niż jedną osobę? Są to tematy naprawdę trudne, a Hoover stworzyła na ich podstawie ambitną i dojrzałą powieść dla młodych ludzi, która nie tylko dostarczy im rozrywki, lecz także skłoni do refleksji.

"people don't get to choose who they fall in love with. They only get to choose who they stay in love with."

O kunszcie pisarskim Colleen Hoover można by było napisać książkę. Tylko ona potrafi zrobić ze sztampowego New Adult rewelacyjną, wielowymiarową lekturę. Tylko ona potrafi na każdym kroku zaskakiwać Czytelnika. Tylko ona jest w stanie wykreować tak wyrazistych bohaterów i postawić ich w sytuacji tragicznej, która nie przypomina epizodu z "Trudnych spraw". Hoover niewątpliwie jest autorką prawdziwych perełek, a jedną z nich jest, dzisiaj recenzowane,  "Maybe Someday".

Ta powieść wraz z soundtrackiem tworzą idealną całość. "Maybe someday" to książkowy ideał z gatunku New Adult. Powieść oryginalna i nietuzinkowa, która charakteryzuje się zaskakującą i wzruszającą akcją, bohaterami, których da się lubić i niesamowitym przesłaniem. Po prostu przeczytajcie tę powieść. Bo zaprawdę powiadam Wam, nadejdzie czas, kiedy wstydem będzie nieznanie "Maybe Someday".

"I feel like my maybe someday just became my right now."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz